Bleee, pająki!
Thursday, October 31, 2013 - Golden Rose Inglot pająk pajęczyna paznokcie Pierre Rene zdobienie
Sweet Secret, masło do ciała
Monday, October 28, 2013 - Farmona masło do ciała Sweet Secret
Recenzje, recenzje...
Tuesday, October 22, 2013 - eveline krem do rąk lakier maseczka verona spa ziaja
śmieję się z tego zdjęcia, bo mam wrażenie, że widzę na opakowaniu Miley Cyrus ;)
Ostatnim produktem jest lakier do paznokci Eveline Mini Max
Fajny kolorek, prawda? Jesienny, coś jakby lekko brązowa czerwień. Ciężko mi go określić, ale podoba mi się ten odcień. No i nie jest drogi.
To by było na tyle. Szczerze mówiąc, jestem najbardziej zadowolona z lakieru do paznokci i w drugiej kolejności z maseczki do twarzy. Kremik do rąk miał spore wyzwanie, któremu nie podołał, więc muszę go komuś wcisnąć ;)
Sleek Vintage Romance jest już moja!
Saturday, October 19, 2013 - cienie cienie do powiek paletka cieni Sleek Vintage Romance
Co prawda już od pewnego czasu, ale dopiero dzisiaj mam siłę Was o tym poinformować. Niestety rozchorowałam się okropnie i chyba w końcu dała mi ta jesień popalić. Dość często się przeziębiam "na jeden dzień" i potem mi mija. Tym razem jednak okazało się, że nie tędy droga. Organizm zastrajkował i tyle było mojego pisania na blogu ostatnio. Czuję się już odrobinę lepiej, ale wiecie, szału nie ma.
Ostatnio jednak dostałam mały prezencik, jakim jest właśnie najnowsza paletka Sleeka "Vintage Romance". Wiecie doskonale, że miałam na nią chrapkę. W żadnej innej paletce tej firmy się nie zakochałam i żadnej nie chciałam. Z tą było jednak inaczej. Od momentu, gdy pojawiła się sprzedaży, gdy zobaczyłam jej zdjęcia - co tu dużo mówić, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Taka prawda.
Zamówienie zostało złożone na stronie Minti Shopu. Jeśli jeszcze go nie znacie ( w co nie wierzę :)), to warto się z tą stroną zapoznać. Sporo tam fajnych kosmetyków. Paletka kosztowała 37.49zł. Moim zdaniem, to nie jest dużo. Zwłaszcza, że w zamian dostajemy 12 naprawdę fajnych cieni. Poza tym, bardzo podoba mi się to, że kosmetyki zawsze przychodzą ładnie zapakowane. Kawałek kolorowego papieru i naklejka z logo sklepu może zrobić wiele i właśnie to robi. Cieszy oko.
Fakt, Sleeki mają to do siebie, że się osypują podczas aplikacji, ale przecież da się z tym żyć i na wszystko jest sposób. Pod okiem nałóżcie grubszą warstwę pudru, którą po umalowaniu oczu usuniecie za pomocą pędzla i pozbędziecie się osypanego cienia, który nie przyklei się do podkładu / inne wyjście to umalowanie oczu w pierwszej kolejności, przed nałożeniem podkładu. Jednak nałożone na dobrą bazę pod cienie nie znikają przez cały dzień.
Co mnie zaskoczyło, bo ta paletka jest moją pierwszą, to fakt, że dołączona do paletki podwójna "pacynka" (nie lubię tego słowa) jest zupełnie innej jakości niż te, które miałam okazję dotykać do tej pory. Ogólnie nie używam takich aplikatorów do cieni, bo jest mi niewygodnie po prostu, ale ten mnie urzekł. Jest wykonany z przyjemnej, mięciutkiej i zbitej gąbeczki. Mam nadzieję, że będzie solidny i trochę mi posłuży. Nie rozcieram nim cieni, ale zdarza mi się czasem nakładać nim cień na powiekę, wciskając go, aby przykleił się do bazy i był mocno widoczny.
Kolory są typowo jesienne, "moje". Wśród nich jest jeden rodzynek, cień matowy. Reszta to zdecydowanie cienie błyszczące. Kosmetyki do oczu Sleeka mają ciekawą konsystencję, zwłaszcza te zawierające rozświetlające drobinki. Niektóre to kremowe maty z brokatem, inne mają lekko satynowe wykończenie. Prawda jest taka, że można nimi stworzyć naprawdę ciekawe makijaże i na pewno nie będzie nudno. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że przy niektórych cieniach trzeba się namachać, żeby fajnie wyglądały.
Jestem z tej paletki bardzo zadowolona i często jej używam. Pomaga mi wyczarować fajne, jesienne makijaże oka. A i ja jakoś mniej się boję takich różnych odcieni oberżyny na oku. Jestem nimi oczarowana. Mają parę wad, ale jestem im w stanie je wybaczyć i nie mam z nimi problemu.
Więc jedna z rzeczy z jesiennej listy już odhaczona. Czas na kolejne :) Ostatnio natknęłam się jednak na zapowiedź paletki, która zostanie wprowadzona zimą. Na pierwszy rzut oka bardzo mi się podoba, ale nie wiem, czy kupię. Niby fajna, ale chyba kolorki nie dla mnie. No nie wiem. A Wy, co o niej myślicie? Dajcie znać, czy podoba Wam się Vintage Romance:)
Pozdrawiam Was serdecznie i lecę dalej do łóżka, pić okropne lekarstwa, których mam już po zatkane dziurki w nosie :)
Essie, Tour the finance
Monday, October 14, 2013 - Essie
Dzisiaj kolejne Essie. Tym razem już chyba ostatnie, bo nie planuję na razie kupować kolejnych kolorów do mojej kolekcji. I chociaż mam z tyłu głowy jeden kolor na jesień, to jednak nie czuję specjalnej potrzeby, żeby biec teraz do sklepu. Jeszcze zdążę :)
Tour the finance kupiłam na stronie kosmetykizameryki.pl, na której można kupić najtaniej lakiery firmy Essie. Cena nie przekracza 11,99, ale niestety wybór jest bardzo, bardzo ograniczony. Co niestety nie zadowala, ale z drugiej strony można sobie sprawić 3 lakiery w cenie jednego z drogerii, więc nie ma co narzekać.
Tour the finance, to ciekawy kolor. Różowy, ale zdecydowanie bardziej intensywny w swej barwie niż We're in it together. Delikatnie zahacza wręcz o fuksję, a mieniące się na niebiesko i fioletowo drobinki pięknie podkreślają kolor paznokci. Niezwykle dziewczęcy, nienachalny, idealny do opalenizny (ale wiadomo, już jesień i opalenizna znika. Chyba, że tak jak ja, nie miałyście jej w ogóle ;))
Buteleczka 13,5 ml, jak już wspomniałam, kosztowała 11,99zł. Normalnie trzeba za niego zapłacić około 30zł, więc mi się opłacało. Cieżko uchwycić aparatem, to jaki piękny jest ten kolor. Mnie ogromnie przypadł do gustu.
Polubiłam go, ale na razie idzie w odstawkę. W końcu jest już jesień, chociaż dzisiaj w Szczecinie to, co widać za oknem kompletnie tego nie odzwierciedla. Przesyłam odrobinę słońca, które dzisiaj nas nie opuszczało cały dzień ;)
MĘSKIM OKIEM: Tołpa, Ochronny Krem Sportowy
Saturday, October 12, 2013 - Dermo Men Expert krem do twarzy MĘSKIM OKIEM mężczyzna Ochronny krem sportowy Tołpa
Kuba oczywiście swój kosmetyk znalazł w Glossyboxie. Dermo men expert, to krem określany mianem sportowego. Nie wiem, czy takie określenie było konieczne, ale widocznie nie wystarczyło samo "ochronny".
Miodowy zawrót głowy
Thursday, October 10, 2013 - Honeymania masło do ust The Body Shop Tisane
Maybelline, Color Tattoo
Friday, October 4, 2013 - cienie w kremie Color Tattoo Maybelline
Po środku widzicie jeszcze Turquoise Forever, który wpadł w moje ręce już dawno, dawno, jak jeszcze dinozaury chodziły po Ziemi.
Koło mojego domu ( no może nie tak "koło", bo jednak mam dwa przystanki autobusem - dla Szczecinian: chodzi mi o Rossmanna w CH Słoneczne) otworzyli niedawno nowego Rossmanna. I jaki on piękny w środku, jaki czysty! Wszystko jest w szafach! Dorzucili nawet szafę Eveline. Nie ma braków w asortymencie! Ochroniarz nie chodzi krok w krok. No mówię Wam, cud! Aż serce rośnie.
Byłam przekonana, że Color Tattoo będzie (O ILE JESZCZE BĘDZIE!) wymacane, podziabane paznokciami i takie tam. I jakie było moje zdziwienie, jak się okazało, że w szafie są dostępne wszystkie kolory (a ja nie byłam w pierwszy dzień promocji, tylko jakiś 5.-6.). W sumie na początku była skucha, bo jeden Permanent Taupe był wymacany (Wy durne, macające baby! Jak to czytacie, to rzucam na Was urok!). Cała reszta miała na sobie naklejki, które dokładnie obejrzałam, czy czasem nie są pęknięte i ruszane.
Jak można macać kosmetyki, jeśli nie są one testerami? No ja się pytam, jak?! Żadna z nas nie chciałaby kupić wymacanego cienia, to chyba tego nie robimy, prawda? Wydaje mi się, że te baby mają po prostu gąbkę zamiast mózgu. I weź jeszcze takiej zwróć uwagę, to zginiesz od samego spojrzenia. Dobra, ale nie o tym miał być post, tylko o tym, żeby Wam pokazać te cienie i zachęcić Was do ich zakupu, jeśli jeszcze ich nie macie.
Turquoise Forever, to kolor który jest bardzo intensywny. Ma sobie minimalne drobinki, które pięknie błyszczą na powiece, ale nie dają efektu "dyskoteki". Jak każdy z cieni z tej serii, jest idealnie kremowy i łatwo się rozprowadza na powiece. Ja wolę robić to palcem, bo pędzelkiem jakoś dziwnie mi się pracuje przy kremowych cieniach. Chociaż Permanent Taupe fajnie się rozciera "puchaczem", więc to nie jest tak, że się nie da. Po prostu musicie wybrać sobie dobrą dla Was metodę. Ja rozcieram pędzelkiem tylko Permanent Taupe.
On and on Bronze, to piękny kolor brązu skąpanego w złocie. Delikatne drobinki pięknie mienią się na powiece. Ja używam go gównie na środek powieki. Fantastycznie kremowy, łatwo się rozciera i dobrze stopniuje intensywność koloru. Gdy cień zastygnie na powiece - jest nie do zdarcia. Nie zbiera się w załamaniach, nie roluje, nie potrzebuje pod sobą żadnej bazy, bo sam nią może być. Utrzymuje się cały dzień, a co za tym idzie - potrafi też przedłużyć trwałość innych cieni nałożonych na niego. I nie chodzi mi tylko o ten jeden odcień. Każdy z tych cieni ma taką formułę, więc każdy zachowuje się równie znakomicie.
Permanent Taupe, to mój niekwestionowany ulubieniec i sięgam po niego najczęściej. Nie bez przyczyny. Takie kolory są bardzo "moje". Dobrze się w nich czuję i dobrze wyglądam. Nie posiada w sobie żadnych drobinek, ale nie jest "twardo" matowy. Pięknie się rozciera i nie ukrywam, że wystarczy on jeden do zrobienia całego makijażu oka i często takie rozwiązanie wybieram. Można się nim umalować dosłownie w minutę i nie ma żadnej gęstej atmosfery w ciągu dnia, że cień zniknął z powieki albo brzydko się zrolował.
Krążą ostatnio po Internecie plotki, że ten cień jest sporą konkurencją dla Aqua Brow. Jeszcze tego nie sprawdzałam, ale myślę, że spróbuję i dam Wam znać.
Planet Spa, maseczka z ekstraktem z jagód Goji
Wednesday, October 2, 2013 - avon maseczka planet spa
Ogólnie nie przepadam za kosmetykami pielęgnacyjnymi z Avonu. Mam może 2-3 produkty, które naprawdę mi się podobają, ale też nie skradły mi serca. Szerokim łukiem omijam wszystkie kremy, bo nie wierzę, że są dobre. Raz jeden mnie zapchał na tyle, że nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki.
Nakładamy ją równą warstwą i egzystujemy z nią na twarzy przez jakieś 10-15 minut. Zawiera ekstrakt z jagód Goji i ma nam zapewnić świetne nawilżenie i regenerację. Nie podam Wam niestety jej ceny, bo jej zwyczajnie nie pamiętam, ale w katalogu oscyluje w granicach 20zł za 75ml.
Maseczka ładnie pachnie i to chyba jej jedyna zaleta, oprócz praktycznego opakowania. Na tym niestety koniec. "Niestety", ponieważ nie robi nic. Kompletnie nic. Ani nie nawilża, ani nie koi skóry, ani jej nie regeneruje. Taki sobie bubel, co ładnie wygląda. Przed nałożeniem i po zmyciu czuję dokładnie to samo. Minimalnie wygładziła moją skórę, ale było to ledwie zauważalne.
Konsystencja jest okropnie lepka. Na tyle, że sprawia mi to spory dyskomfort podczas noszenia. Zmywanie też nie jest najlepsze, bo zajmuje zbyt wiele czasu, niż powinno.
W związku z tymi wszystkimi minusami jej ogromna wydajność jest niestety przekleństwem. Jak dla mnie, ta maseczka i większość produktów z serii Planet Spa (a przynajmniej te, które testowałam) nadają się do wyrzucenia, już nie tylko do kosza, ale i z katalogu. Mają fajne opakowania i to do nich przyciąga. Niestety efekty z nimi marne.
Macie lepsze doświadczenia z tą serią kosmetyków? Może jest coś godnego polecenia? Dajcie znać w komentarzach! Ja niestety z pielęgnacji w Avonie nie jestem w ogóle zadowolona.