ROZDANIE (aktualizacja)

Moje Pysie! Posłuchajcie!

Ja już jestem praktycznie przeprowadzona, więc wydaje mi się, że nadchodzący tydzień przyniesie regularne publikacje. Muszę się jeszcze troszkę zaaklimatyzować w nowym miejscu, poukładać sobie moją tonę kosmetyków (DOSŁOWNIE TONĘ! :) )  i już wracam do żywych. 

Jak wiecie, przeprowadzka = serce na ramieniu. Wierzcie mi, że bałam się o moje kosmetyki, jak o nic innego. Żeby mi się cienie nie pokruszyły, żeby perfumy się nie pobiły. Prawie wszystko przeżyło. Mówiąc prawie, mam na myśli jedną rzecz, która umarła śmiercią nagłą. 

W związku z tym, odrobinę mi głupio, ale mam nadzieję, że fakt ten zrozumiecie. Umarł mianowicie jeden produkt przeznaczony do rozdania . Mam tutaj na myśli próbkę balsamu do ciała z Lierac'a. Się wziął i się po prostu postanowił wylać! Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale wydaję mi się, że nie pasował mu ścisk w mojej torbie. 


Dlatego musicie (nie macie wyjścia :P) mi wybaczyć, że ta rzecz znika z rozdania. Aby nie było smutku i żałoby, zamieniam go na coś podobnego. Do rozdania wędruje próbka balsamu z Collistara (8ml) . Wybaczycie? :)

Jeśli jeszcze Was nie przekonałam, to  mam nadzieję, że następne zdanie to zrobi. ROZSZERZAM ROZDANIE! W konkursie może wygrać jeszcze jedna osoba. Drugą nagrodą będzie kolejna paletka Lovely. 



Mam nadzieję, że się ucieszycie i darujecie mi wybuchający balsamik. Rozdanie przedłużam też do 9. lutego, a warunki pozostają bez zmian. 

Pozdrawiam Was serdecznie.
Buziaki!

Trochę tłumaczenia i trochę lakierowo

Hejka Misiaki!

Tyyyyleeee mnie na blogu nie było! Wiem, wiem. Bardzo długo. Mam za to złą wiadomość - nie będzie mnie jeszcze jakiś czas. Trochę się ostatnio posypało na moją głowę i mam nadzieję, że szybko się ze wszystkim uporam, żeby do Was wrócić. Większość z Was, tak jak ja, pewnie ma teraz sesję. Moja jest wyjątkowo dziwna, więc wolę się skupić na nauce, żeby ładnie ją zdać. Nie chcę żadnych niespodzianek. 
Poza tym, wyprowadzam się z mieszkania, w którym mieszkałam do tej pory. Wszystko już jest załatwione, nie zostałam bez dachu nad głową, ale najbliższe dwa tygodnie spędzę pod znakiem pakowania, rozpakowywania, wnoszenia i wynoszenia. Dlatego zwyczajnie, mam bardzo mało czasu na bloga. Już pominę fakt, że przekonałam się na własnej skórze o mądrości powiedzenia "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu".  

Anyway! Wypadałoby w końcu cokolwiek Wam pokazać. No to przyszła kolej na lakiery. I uwaga. PRZYGOTUJCIE SIĘ, ŻE TERAZ BĘDZIE DUUUUUŻO LAKIERÓW NA BLOGU. Ostrzegam zawczasu. Same wiecie, że osiem dostałam od Hairstore, a sama kupiłam sobie niedawno cztery. Dlatego sporo z nich na pewno pojawi się tutaj. Kolekcja karnawałowa na pewno w całości. Reszta sukcesywnie.



Dzisiaj jednak chcę Wam pokazać lakier, który zgarnęłam na promocji w Super-Pharm. Decadent Dish, bo o nim dzisiaj mowa, to lakier idealny na okres jesienno-zimowy. Co prawda, śmiało można go nosić latem, ale jakoś tak pasuje mi na te chłodniejsze pory roku. 



Kolor jest mieszaniną brązu i ciemnej czerwieni, wpadającej w bordo. Całość tworzy trójwymiarowy efekt, ponieważ w zwykłym świetle, wieczorami w domu - lakier wygląda zwyczajnie, na brąz, ale po wyjściu na zewnątrz, odbija światło słoneczne w niezwykły i przepiękny sposób. Zmienia swoje barwy i pięknie migocze. Właśnie! Lakier jest kremowy w swojej konsystencji i na moje oko, na w sobie mnóstwo bardzo drobno zmielonego błyszczącego pyłu.





Essie, o kremowej formule standardowo nakładam dwoma warstwami. Tak mi jest bardziej komfortowo i pasuje mi taki efekt pięknego pokrycia płytki paznokcia. Ale nie skłamię mówiąc, że jedna warstwa też wygląda ok. Oczywiście lakiery się u mnie znakomicie trzymają, ale to już praktycznie norma. 


Użyłam go z topem Essie, Sparkle on top. Średnio mi się to połączenie podoba, ale chcę potestować ten top z różnymi kombinacjami kolorystycznymi. Dlatego prawie każdy lakier, jaki teraz noszę sprawdzam też z nim. 

I jak Wam się podoba? Mnie bardzo. Cieszę się, bo przypadkowo wpadł mi w oko i postanowiłam kupić go pod natchnieniem chwili. Oczywiście, sprawdzając go uprzednio w Internecie :) 

Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę moją chwilową nieobecność. Do nowego mieszkania wprowadzam się na początku lutego, więc od lutego możemy się umówić już na bardzo regularne pisanie. Do tego czasu, przez te dwa tygodnie, musicie mi wybaczyć względną nieobecność. Postaram się publikować w tym czasie, ale nie obiecuję Wam tego na sto procent. Mam nadzieję, że u Was rok zaczął się lepiej i że nie uciekniecie ode mnie w tym czasie. Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! :)


NOWOŚĆ W INGLOCIE!

Hej!

Dzisiaj post czysto informacyjny, w którym mam zamiar podzielić się z Wami ważną informacją. Nasza rodzima firma postanowiła zabrać się za stworzenie własnej gąbeczki do podkładu (korektora i pudru), na kształt Beauty Blendera. 

źródło: inglot.pl

Było już pomarańczowe jajko z Real Techniques, mnóstwo podróbek bardziej lub mniej chińskich, które często przypominają mi kształtem "wiadomo co". MAC również ma swoje jajko, ale jakoś tak... mało popularne. 

Najbardziej znane, najbardziej osławione i chyba najlepsze (chociaż nie jestem obiektywna, bo innych nie używałam), jest jajko Beauty Blender. Nikt mi nie wmówi, że nie chciałby mieć go w swojej kolekcji. Fakt, kosztuje dużo, bo aż 79zł, ale myślę, że warto. Ale nie o nim dzisiaj! Wróćmy do tematu. 

żródło: facebook.com/inglotpolska

Inglot poinformował dziś na swoim fanpage'u, że od dzisiaj sukcesywnie wprowadza nowość do swoich salonów. W ten sposób, każda z nas będzie mogła stacjonarnie kupić sobie taką gąbeczkę do podkładu. Nie powiem, jajko bardzo przypomina wspomnianego wcześniej BB. Prawda?

Cena niemała, bo aż 42 złote. Zawsze to mniej niż 79zł, ale to nadal całkiem wysoka stawka. Mam nadzieję, że jakość produktu jest porównywalna do BB, jak jego wygląd. Co więcej, podoba mi się fakt, że produkt jest dostępny stacjonarnie. Co jest ogromnym minusem Beauty Blendera. Możliwość "pomacania" jajka przed jego zakupem, jest sporą zaletą.

Ja myślę, że za jakiś czas na pewno kupię to jajko i je porównam z Beauty Blenderem. Wtedy na pewno pojawi się ich porównanie. A Wy, co myślicie o nowym produkcie Inglota? Skusicie się? 

Tak przeprasza Hairstore (Essie kolekcja karnawałowa)

 Hej! 
Pamiętacie, jak poskarżyłam się Wam na temat moich nieprzyjemnych wspomnień z Dnia Darmowej Dostawy? Jeśli nie pamiętacie, to odsyłam TUTAJ

Parę dni po tym, jak opublikowałam post, odezwała się do mnie pani Ula, z Hairstore.pl i poinformowała mnie, że bardzo chciałaby, żebym nie miała takich nieprzyjemnych wspomnień związanych z ich sklepem i chciałaby mi wszystko jakoś wynagrodzić. Dzisiaj otrzymałam paczkę z tym wynagrodzeniem.



Czujecie to? Bo ja nadal przecieram oczy ze zdziwienia, że w paczce znalazło się tyyyyyyleeee lakierów. Praktycznie cała kolekcja karnawałowa znalazła się w mojej przesyłce. Szczękę zbierałam z podłogi, dobre kilka minut. Potem zabrałam się za pstrykanie zdjęć, póki jeszcze było dzienne światło.



W moim posiadaniu znalazły się teraz kolory niezwykle brokatowe. I mimo że za nimi nie przepadam, to mam ich całe mnóstwo w swoim lakierowym pudełeczku. Wiecie, jak to jest. Szlag mnie trafia przy zmywaniu, bo trzeba się męczyć z tą folią aluminiową i czekać, ale efekt jaki uzyskuję na paznokciach wynagradza mi wszystko. Przy zmywaniu zawsze przeklinam, że nigdy więcej! A potem sięgam po kolejną buteleczkę. Tym razem będę miała, co słoczować :) Zwłaszcza, że ostatnio kupiłam jeszcze dwa lakiery Essie. 

Pssssst! Słyszałam, że Super-Pharm znowu zrobił na nie promocję! Kupując jeden lakier, drugi dostaniecie za 5zł! Nie powiem, żeby mnie nie korciło :P


No teraz będą zdjęcia.
Dużo zdjęć.
Każdego lakieru.
Z osobna.
Zapraszam.
Przepraszam.
Pozdrawiam. :)









Nie wiem, jak Wam, ale mnie podobają się wszystkie. Cała kolekcja jest w wersji profesjonalnej. Dwa, to typowo top coaty, ale niektóre z lakierów-lakierów mogą być śmiało używane w taki sam sposób. Tylko trochę boję się Belugarii, bo naczytałam się na zagranicznych blogach, że ponoć nie jest łatwa w obsłudze :) 

Jestem też pozytywnie zaskoczona reakcją Hairstore, któremu przy okazji (kolejny raz) dziękuję. Było mi z jednej strony głupio, przyjmować taką formę rekompensaty, ale pani Ula zapewniła mnie, że intencje mają najszczersze.  Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją i uważam, że inne sklepy mogą się od nich tylko uczyć. Nie będę wymieniać tutaj z "imienia", ale w poście z DDD same się domyślicie (na literkę e). Nie mówię, że teraz każdy ma wysyłać nie wiadomo, jakie paczki. Nie. Chodzi o to, że Hairstore poczuł się do winy i chciał tę sytuację jakoś naprawić. Przy czym inne sklepy umywają ręce, nawet przy swojej pomyłce i mają klienta tak naprawdę gdzieś. Radź sobie człowieku sam.

I teraz tak... Jak widzicie, moje pazurki zostały przeze mnie drastycznie skrócone. Taka była niestety konieczność. Myślę, że za dwa tygodnie będą już wystarczająco długie, żeby zacząć Wam pokazywać każdy lakier z osobna. I z racji tego, że jest ich tak dużo, a ja nie mogę się zdecydować, to powiedzcie mi, który chciałybyście zobaczyć na początku?

Test duetu, czyli maskara i cienie

Hej!

W sumie, to trio! Jakby tak dobrze policzyć :) Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją dwóch kosmetyków kolorowych. Poddane testom zostały kosmetyki firmy Ados i Art De Lautrec, dokładniej mówiąc maskara i duet cieni. 


Zacznijmy od cieni.
W opakowaniu znajdziemy duo, którym spokojnie możemy wykonać cały makijaż. Oczywiście, taki bardzo podstawowy, dzienny, do pracy, czy na uczelnię. Cienie, to piękne, satynowe kolory, które trafiły mi się w numerze 216. I ktoś tutaj trafił w dziesiątkę, bo takie barwy uwielbiam i najczęściej maluję się właśnie w ten sposób. Tylko od czasu do czasu pozwalam sobie na szaleństwo z innymi barwami. Dlatego te kolory, spisują się u mnie idealnie. 


Cienie są dobrze napigmentowane i bardzo łatwo się nimi pracuje. Świetnie się blendują, ale nie znikają z powieki. Jaśniejszy służy mi zazwyczaj do rozjaśnienia wewnętrznego kącika. Są trwałe. Specjalnie wypróbowałam je bez bazy i z bazą, na której pozostały bez najmniejszego uszczerbku. Za to bez bazy spisały się świetnie, bo 6-8 godzin wytrzymania na moich powiekach opiewa na niemały sukces


Opakowanie troszkę tandetne, ja takich osobiście nie lubię i gdyby nie fakt, że nie zmieszczą mi się do magnetycznej palety, to już dawno bym je rozbroiła. Do kompletu dołączona jest pacynka, która nie jest najgorszej jakości. W sumie fajnie jest wziąć takie duo ze sobą do torebki. Dużo miejsca nie zajmuje, a my możemy zrobić poprawki w ciągu dnia. 

Cienie są bardzo tanie, za 3g zapłacimy 9.50zł. Cena marzenie, przy takiej jakości. Dla mnie bomba. Możecie dostać je tutaj.


I teraz maskara firmy Ados Cosmetics. 


W tubce znajduje się 12ml kosmetyku. Wersja False Lash Volume ma na celu pogrubiać i wydłużać rzęsy. Jest to zwykły tusz, nie wodoodporny, przez co mniej obciąża rzęsy. Szczoteczka jest zaprzeczeniem tego, co w tuszach lubię. Jest dość duża, może nie ogromna jak w maskarach Astor, ale duża i wykonana standardowo. Ja osobiście wolę małe i sylikonowe. I co mogę powiedzieć na jej temat? UWIELBIAM! Jestem w niemałym szoku, bo do tej pory tak naprawdę żadna zwykła szczoteczka mi się nie podobała. Zawsze się upaćkałam tuszem na powiekach, albo sklejała mi przesadnie rzęsy nie rozczesując ich w ogóle. Tutaj nie ma takiego problemu. Szczoteczka pięknie podkreśla rzęsy, ładnie je rozczesuje i wydłuża. Tusz się nie osypuje w ciągu dnia i nie rozmazuje. Uzyskuję nią pożądany przeze mnie efekt, więc nakładam na rzęsy tylko jedną warstwę tuszu. Taka ilość mnie satysfakcjonuje. Nie lubię go mieć za dużo.



Dla mnie rewelacja. Zwłaszcza, że kosztuje tylko 9.10 zł. Zauważyłam ostatnio (na własnym przykładnie, nie mówię tutaj o nikim innym), że maskary, które nie kosztują za dużo sprawdzają się u mnie znacznie lepiej niż niektóre, na które wydałam znacznie więcej. Możecie go zamówić http://tutaj.

Przy poprzednich paczkach od drogerii uholki.pl miałam mieszane uczucia. Przy niektórych kosmetykach byłam zadowolona, przy czym inne mnie nie zachwycały. Tym razem jestem bardzo zadowolona z obu produktów, które trafiły do mojej paczki.

Miałyście może któryś z tych produktów? Lubicie? :)

Kolejne nowości

Witam Was serdecznie i dzisiaj zapraszam na małe podsumowanie tego, co wpadło do mnie podczas poświątecznych wyprzedaży. Powiem Wam szczerze, że gdybym mogła, to w tym poście pokazałabym znacznie więcej, ale rozum przyszedł do głowy i postanowiłam nie przesadzać. Chociaż promocje kuszą z każdej strony, a ja mogłabym sobie kupić parę "bardzo potrzebnych" rzeczy, które potem walnęłabym w kąt.
Zacznę od TK Maxxa, w którym NIGDY nie mogę znaleźć nic ciekawego. Ceny już po obniżkach często są nadal wysokie, a mnie boli serce, jak mam wydać dużo. Dlatego nigdy nie znajduję tam nic fajnego. Chociaż nie, bywają takie sytuacje, że widzę mnóstwo ciekawych kosmetyków, ale nie wiem, czy to nie dzieje się przez pryzmat pustego portfela. Podczas ostatnich zakupów skusiłam się na odżywkę do włosów Macadamia. Jest to nawilżająca formuła, w formie bardzo gęstej odżywki, nazwałabym ją nawet masełkiem, którego nie spłukujemy. Okazja była niemała, bo za największe opakowanie 300ml zapłaciłam 29zł. I tutaj chcę zwrócić Waszą uwagę. Celowo umieściłam zdjęcie przyklejonych kolejno naklejek z cenami. Nie pierwszy raz zdarza się taka sytuacja w TK Maxxie, że ceny są znacząco zawyżane. Na pierwszej, białej nalepce widnieje napis "ICH CENA 120zł. NASZA CENA 79zł". I tutaj człowiek może albo zacząć się śmiać, albo zacząć płakać. Dlaczego? Ponieważ na stronie producenta ten produkt, w tej pojemności kosztuje 83zł. Po co aż tak znacząco zawyżać cenę? Ja wiem, że ludzie się nabiorą, ale wypadałoby zachować jakąś przyzwoitość, a nie wciskać ludziom ciemnotę, że odżywka kosztuje 40zł więcej. Kłamstwa nie lubię.
29zł za ten produkt byłam w stanie przełknąć. Zwłaszcza, że od dawna miałam na nią chrapkę. Nie lubię jednak bezsensownie tracić pieniędzy i postanowiłam postąpić wedle sentencji "cierpliwość popłaca".
Kosmetyki Avene udało mi się wygrać podczas jednego z ich kreatywnych konkursów. A że ja ich kosmetyki lubię, to nie mogłam nie wziąć udziału. Parę dni temu zapukał do mnie kurier i dał mi paczuszkę. W środku znalazłam płyn micelarny (Świetnie! Jestem już na etapie kończenia mojego biedronkowego - którego już szczerze nienawidzę, zaczął mnie podrażniać) i chętnie go wypróbuję oraz krem pod oczy, z którym nie wiem, co zrobić. Z jednej strony zastanawiam się już od pewnego czasu nad rozpoczęciem pielęgnacji przeciwzmarszczkowej, ale z drugiej boję się, że będzie za mocny. Naczytałam się już o nim trochę i w sumie nikt nie odradza. Może Wy coś o nim wiecie?
Mleczko pod prysznic z Luksji, pewnie wpadło nie jednej z Was w oko na dziale z czasopismami. Tak, kupiłam gazetę z takim, pełnowymiarowym dodatkiem. Dokładniej mówiąc jest to Flesz i kosztuje 2.49zł. Żal nie brać! :)
Lakiery Essie to zakup podczas promocji w Super-Pharmie. -40% na te lakiery nie zdarza się zbyt często, więc chciałam tę okazję wykorzystać na zakup lakierów, które chodziły mi po głowie. Co prawda, z braku laku, musiałam się zdecydować na inną czerwień. Moim łupem padła Laquerd Up (chociaż nadal wzdycham do Russian Rulette i na pewno jeszcze będzie moja). Z kolorów, których jeszcze w pudełeczku lakierowym NIGDY nie miałam, znalazł się Eternal Optimist, czyli piękny, beżowy nude. 
Na samym końcu widzicie pomadkę z Sephory, która jest tak naprawdę lakierem do ust. Niestety nie jestem do końca zadowolona z zakupu, ponieważ zapewnienia pani w Sephorze, że to jest na pewno ta, której szukam (czyli wysychająca na mat), okazały się być ... warte. Za 19zł kupiłam kolejną pomadkę, której nie nazwałabym też lakierem. Z łatwością się rozmazuje i nie zastyga na ustach. Za ten kolor jestem jej jednak w stanie wybaczyć. Ostatnio przekonuję się do czerwieni na ustach i bardzo mi się ona podoba.
Na koniec książka i gra. W Świecie Książki, czy Weltbildzie (cholera wie, jak oni się nazywają, bo co chwilę zmieniają nazwę :P ) traficie teraz na promocję, w której kupicie 3 książki za cenę dwóch. Najfajniejsze jest w niej to, że promocja obejmuje WSZYSTKIE książki. Kuba zgarnął sobie dwie, a ja zrobiłam ładne oczy przy tym tytule. 
W Saturnie szukaliśmy laptopów, ale zawędrowałam na stoisko z grami na Xboxa i zdecydowaliśmy się na Kinect Sports. Zestaw dwóch pełnych wersji. Nie powiem, zabawa jest przednia. Tylko mój facet się wkurza, jak go ogrywam :)

To by było na tyle. Kupiłam też parę ciuszków, ale to raczej nic ciekawego, więc nie będę się nimi chwalić. Na razie żadnych zakupów nie planuję, bo spłukałam się już wystarczająco i doszczętnie. Z resztą, chyba pora, żeby na blogu pojawiały się już sukcesywnie recenzje, a nie same haule i haule :)
A Wam coś ciekawego wpadło na wyprzedażach? Pochwalcie się!

NOWOROCZNE ROZDANIE

Cześć.

Tak, jak obiecałam, dzisiaj na blogu pojawia się rozdanie. Gratka dla dziewczyn, które lubią kosmetyki ;) Naszukałam się jednej z rozdawanych rzeczy naprawdę długo, ale w końcu udało mi się ją zgarnąć. Pewnie doskonale wiecie, o czym mówię. Chodzi mi oczywiście o paletkę Lovely.

Mam nadzieję, że rzeczy w rozdaniu Was ucieszą i liczę na Wasz udział :) Dlatego przejdźmy do konkretów. Wygrana osoba przygarnie :

Nową paletkę Lovely Nude Make Up Kit
Lakier Lovely Snow Dust w kolorze nr 2
Puder do włosów zwiększający ich objętość Got2B, Schwarzkopf
Błyszczyk Manhattan, High Shine w kolorze 19M
Błyszczyk Fruit Garden, Eveline w kolorze Breeze
próbka balsamu Lierac Hydra-Chrono+ (10ml)

Wszystkie rzeczy są nowe, nieużywane, nieuszkodzone i kupione przeze mnie. No, może oprócz próbki balsamu Lierac, którą dostałam podczas ostatnich zakupów w Hebe. Wolę oddać ją komuś, kto z niej skorzysta, bo sama raczej tego nie zrobię.



Co należy zrobić, by wziąć udział w rozdaniu? Wystarczy być obserwatorem mojego bloga i zostawić tutaj po sobie komentarz. To by było na tyle :) Oczywiście możecie zwiększyć swoje szanse robiąc inne rzeczy, ale nie czujcie się zobligowane. Nie mniej jednak będzie mi bardzo miło. Za dodanie do blogrolla, czy polubienie na Facebooku dodaję po jednym losie. Dodatkowe dwa losy, to dodanie podlinkowanego bannera konkursowego na swoim blogu.

W komentarzu zostawcie swoje dane według wzoru.

Obserwuję jako:
adres e-mail:
lubię na Facebooku jako: TAK/NIE
blogroll: TAK/NIE (link)
banner: TAK/NIE (link)

Rozdanie rozpoczyna się dziś, a zakończy się 2. lutego*. Zwycięzcę wybiorę w ciągu 3 dni, a po ogłoszeniu wyników rozdania będę czekać kolejne trzy dni na dane adresowe. W razie ich braku, zostanie wylosowana kolejna osoba. 

Pokrywam wszelkie koszty wysyłki. Konkurs odbywa się na terenie Polski.

Zaznaczam, że nie odpowiadam za poczynania Poczty Polskiej. Ode mnie kosmetyki wyjdą opakowane dodatkowo w folię bąbelkową, zabezpieczającą przed uszkodzeniami. Za stan kosmetyków podczas odbioru nie biorę odpowiedzialności. 

Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych
(Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).

*zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu konkursu.

To jak? Zadowolone? :) Ja się teraz zabieram za pisanie już "normalnych" postów. W ostatnim czasie trafiłam na kilka fajnych rzeczy i chyba warto się tą nowiną podzielić. Dlatego rozdanie uważam za rozpoczęte, czekam na Wasze zgłoszenia i do jutra :)


AKTUALIZACJA!
Próbkę balsamu  Lierac zastępuje próbka balsamu Collistar.
Rozdanie zostaje przedłużone do 9.02.
W konkursie wygrywają dwie osoby. Drugą nagrodą jest kolejna paletka Lovely.


DO GÓRY