Showing posts with label krem do twarzy. Show all posts

Co nowego w pielęgnacji? Tołpa, Origins, Belif i inni

Wednesday, May 16, 2018 -



Wiecie dobrze, że nie jestem zbyt wielką fanką pielęgnacji. To znaczy, może nie na zasadzie, że jej nie lubię, czy unikam, ale jakoś tak... więcej przyjemności sprawia mi kupowanie i testowanie nowości makijażowych. Nie ma się jednak co oszukiwać, że już latka nie te, co kiedyś, więc częściej i chętniej sięgam po niektóre sprawdzone już produkty. Zdarza mi się jednak testować nowości również w sferze pielęgnacyjnej i dziś chciałabym Wam pokazać kilka takich produktów, które wzięłam ostatnio w obroty. 


SERUM 
Serum tonizujące marki Pollena-Ewa, Eva DERMO, to coś, co mnie absolutnie rozkochało w sobie od pierwszego użycia. Fakt faktem, nie wyrażam tutaj jeszcze swojej ostatecznej decyzji, bowiem za wcześnie jest by wyrokować już nad jego działaniem. Jest to jednak produkt, którego używa się z niesamowitą przyjemnością. Polecany jest posiadaczkom skóry suchej, wiecznie odwodnionej i nadwrażliwej na czynniki zewnętrzne (czyli takiej, jak moja). W składzie znajduje się ekstrakt z rokitnika (którego kocham! Robi cuda z moimi włosami, a teraz mam nadzieję, że zrobi to samo ze skórą twarzy), alantoinę oraz D-Pantenol. Odrobinę wystarczy wylać na wacik i przetrzeć nim twarz. Dostępny jest nawet w supermarketach (tutaj kłania się Auchan) w zawrotnej cenie 12.99zł. 


KREM DO TWARZY
W tej kwestii przerzuciłam się ostatnio na nowość marki belif, która weszła niedawno do perfumerii Sephora, a która to znana jest ze swoich fenomenalnych składów i działania pielęgnacyjnych serii. Do testów zaciągnęłam krem The true cream - aqua bomb. Jak już doskonale wiecie, jestem posiadaczką cery mieszanej, ale w kierunku suchej. Moja strefa T się przetłuszcza, natomiast cała reszta jest sucha na wiór i zmarszczek zauważam coraz więcej. Działam z tym, jak tylko mogę, dlatego  staram się używać najbardziej nawilżających produktów, jakie istnieją na rynku, a jakie to mogą się sprawdzić również u mnie. Krem belif, The true cream - aqua bomb, to produkt, który bardziej przypomina swoją konsystencją żelową emulsję, niż tradycyjny krem. Otacza jednak skórę pielęgnacyjnym woalem, który wchłania się, ale przy okazji da się go wyczuć. Nie jest to jednak negatyw, wręcz przeciwnie. Bez niego moja skóra czuje się goła, z nim natomiast mam wrażenie, że otacza ją jakaś mikroskopijna warstwa ochronna. Jak na razie jestem mocno na tak! I mam też ochotę na krem pod oczy z tej samej serii.


KREM POD OCZY 
Znalazłam chyba ostatnio fajny patent na skórę pod oczami, która jest sucha na wiór, jednak... mam w zapasie kilka produktów, które wypadałoby zużyć, z czystej ciekawości. I tak męczę ostatnio słoiczek (mam wrażenie, że bez dna) Origins, Ginzing Refreshing Eye Cream to Brighten and Depuff (kto wymyślił tę chwytliwą nazwę?!). Nie bez powodu powiedziałam, że męczę, ponieważ jest to jeden z tych kosmetyków, których nie używam z ogromną przyjemnością. Dlatego pewnie mi się tak ciągnie i dłuży. Jest lekki i rzeczywiście rozjaśnia okolice pod oczami, ale nie robi tego na stałe. Ma w sobie bowiem po prostu nieco białego pigmentu, który chciał-nie chciał działa rozjaśniająco, a do tego dosypano odrobinę brokatu, który to błyszczy udając rozświetloną skórę. Nie nawilża jakoś szczególnie, a żeby poczuć choć odrobinę komfortu pod okiem, zmuszona jestem wklepywać go całkiem sporą ilość. Jestem niestety na nie. 

MASECZKA 
Strasznie się cieszę, że do polskiej Sephory weszła właśnie marka Boscia. Pisałam Wam już o kilku produktach tej marki, które udało mi się dorwać w Sephorze w Stanach. I choć sama tam nigdy nie byłam, jarałam się ogromnie, że mogłam sobie potestować produkty, których w Polsce ciężko było uświadczyć. Dlatego niezwykle dużo przyjemności sprawia mi używanie maseczki Boscia, Luminizing Black Mask, która to jest według mnie Maseczką-Matką. Prekursorką wszystkich czarnych maseczek peel-off, które jakiś czas temu zalały cały Internet. Jest mocno oczyszczająca, nie zna litości dla wągrów i pozbywa się nawet tych najmniejszych. 


PEELING ENZYMATYCZNY
A na sam koniec nasza rodzima marka kosmetyków pielęgnacyjnych, za którą nie przepadam (bez powodu!), a która to... no co tu dużo mówić, powaliła mnie na łopatki swoim peelingiem enzymatycznym. Peeling 3 enzymy z serii dermo face, sebio, to coś nierealnie pięknego i dobrego. Zamknięty jest  w aluminiowej tubce (i już jakoś to działa na psychikę, że przyjemniej się używa). Zawiera enzymy: papainę, bromelainę oraz keratynazę. Przepięknie pachnie, a nałożony grubą warstwą na skórę twarzy szybko zaczyna szczypać i łaskotać. Znaczy się, że działa :) No i po zmyciu go z twarzy nie zobaczycie żadnego podrażnienia, wręcz przeciwnie. Skóra jest oczyszczona i gładka. Jestem zachwycona i już mam drugie opakowanie w zapasie! 


I to na razie na tyle. Z niektórymi z tych produktów zapoznam Was bliżej przy okazji wpisów recenzujących. Dziś mam nadzieję zaspokoiłam Waszą ciekawość tego, co znajduje się w moim beauty stash.

A jakie kosmetyki Wy ostatnio testujecie? Odkryłyście jakiś superprodukt pielęgnacyjny? Czekam na Wasze komentarze! 

MĘSKIM OKIEM: Tołpa, Ochronny Krem Sportowy

Saturday, October 12, 2013 -


Mężczyzna rzadko zdaje sobie sprawę, że ma skórę, jak każdy inny człowiek na tej ziemi. Co więcej, uważa, że nie musi o nią odpowiednio dbać. Krem, o którym Wam dzisiaj napiszę jest produktem skierowanym do mężczyzn i opinia mężczyzny będzie się tutaj przewijać.  


Tołpa produkuje nawet dobre kosmetyki. Co prawda, słyszałam o tym, że jeden z żeli do twarzy ma identyczny skład, jak żel biedronkowy, a cena kompletnie inna.
Kuba oczywiście swój kosmetyk znalazł w Glossyboxie. Dermo men expert, to krem określany mianem sportowego. Nie wiem, czy takie określenie było konieczne, ale widocznie nie wystarczyło samo "ochronny". 
Co mnie cieszy (i Kubę też, ale pewnie sobie z tego nie zdaje sprawy), to fakt, że krem jest hipoalergiczny. W związku z czym nie podrażnia nadmiernie skóry, a wręcz ją koi i przywraca równowagę. 


Dobrym rozwiązaniem było jasne i przystępne opisanie, dla kogo krem jest odpowiedni i przed czym ma chronić. Jak dla faceta - idealne. Przeczyta i od razu wie, czy mu to będzie potrzebne, czy nie. 
Porządnie chroni skórę przed podrażnieniami. W czasie (kiedy to było?), gdy nawiedzały nas konkretne upały, Kuba nie chronił się żadnymi filtrami (bo po co?), ale na szczęście w tym kremie jest sprytnie ukryty SPF20. Dobre i tyle. Sam produkt jest bardzo treściwy i jakby tłusty, ale nie pozostawia po sobie lepkiej warstwy. Tutaj czas na dodatkową porcję recenzji Kuby - krem potrafi się nieźle świecić, zaobserwowałem to przede wszystkim przy upałach. Nieładnie sprawiał wrażenie, jakbym był podwójnie spocony na twarzy.


Szybko się wchłania, więc żaden mężczyzna nie będzie narzekał, że nie będzie go używał, bo za długo musi czekać. Gdy go nałożymy na twarz, skóra go absorbuje i nie ma po nim śladu. Tzn. jest, skóra jest po nim delikatna i gładka. 
Pięknie pachnie! Naprawdę, nam obojgu ten zapach się bardzo podoba. Nie jest typowo męski, nie gryzie się z perfumami, ale ma coś w sobie. Delikatny, trochę słodki - na pewno ciężki do określenia. Ja się nie mogę nawąchać :)
Opakowanie ma znośne. Tubka, to nie jest szczyt marzeń, ale nie jest też najgorzej. Ładne, matowe kolory, ale trochę nie podoba mi się to, że opakowanie jest "twarde", nie wiem, jak Wam to określić. Jest bardziej metalowe i dla mnie to minus. Kubie, to kompletnie nie przeszkadza.


Ogólnie mimo tej jednej wady, czyli tego, że nieoczekiwanie nieładnie się świeci, krem jest warty polecenia. Nie jest drogi, kosztuje 34.99zł i jest wydajny. Świetnie się sprawdza, a producent nie kłamał z jego działaniem. Na zimę sprawdzi się świetnie. Polecamy :)
A Wasi mężczyźni używają kremów do twarzy? Czy raczej nie dają się przekonać? 
DO GÓRY